Spencer nie jest kolejnym filmem biograficznym o księżnej Dianie – królowej ludzkich serc. Spencer to baśń zrodzona z prawdziwej tragedii, która odziera Dianę ze wszelkich masek. Pozostawia nagą i roztrzęsioną. Balansującą między odwagą a szaleństwem. Czy portret księżnej Diany w reżyserii Pablo Larrain przypadnie widzom do gustu?
Diana Spencer. Historia, którą zna cały świat
Księżna Diana, a właściwie Diana Frances Mountbatten-Windsor z domu Spencer, urodziła się 1 lipca 1961 roku. Zmarła w wypadku samochodowym w Paryżu w 1997 roku. Gdyby żyła, miałaby dzisiaj 60 lat.
To ona była pierwszą żoną księcia Karola, syna królowej Elżbiety II i księcia Filipa. Jest matką księcia Williama i księcia Harry’ego. To Diana przyczyniła się do zmian w rodzinie królewskiej i ocieplenia jej wizerunku. Przeszła przez głośną separację i rozwód z księciem Karolem. To w końcu też ona stała się ulubienicą tabloidów, szczególnie po rozstaniu z Karolem.
Historię Diany zna cały świat. Po co więc kręcić o niej kolejny film biograficzny? Po to, żeby tym razem, zamiast wynosić Dianę na piedestał lub na nowo opowiadać o jej niespełnionej miłości do Karola czy niepasowaniu do rodziny królewskiej, spróbować pokazać, co mogło się dziać w środku Diany, w jej duszy i ciele, gdy toczyła bój nie do wygrania.
Małżeństwo bez przyszłości
Przykry finał małżeństwa był właściwie do przewidzenia od samego początku. Karol był zakochany w Camili, ale dwór nie zgadzał się na związek z mężatką/rozwódką. Diana, choć z arystokratycznej rodziny, nie miała pojęcia o etykiecie i nie była szkolona z arystokratycznych zwyczajów czy tradycji. Związek zaaranżował dwór królewski. Karol oświadczył się z przymusu i presji rodziny. Gdy w wywiadzie zaręczynowym udzielonym telewizji BBC dziennikarz zadał pytanie: – „Czy jesteście w sobie zakochani?”, to Diana odpowiedziała bez zastanowienia: – „Oczywiście!”, tymczasem Karol: – „Cokolwiek to znaczy…”, powodując szereg spekulacji na temat szczerości jego uczuć do narzeczonej. Po ślubie, stosunki pary ulegały stopniowo pogorszeniu, aż zamieniły się we wrogość, która uniemożliwiała im nawet najkrótszą wymianę zdań.
Musisz mieć dwie wersje siebie
Podczas jedynej szczerej konfrontacji pomiędzy Karolem i Dianą w Spencer, padają kluczowe dla odbioru całego filmu i opowiadanej historii zdania: „Diano, musisz mieć dwie wersje siebie. Każdy ma tu dwie wersje siebie. Jesteś prawdziwa ty i ta, której robią zdjęcia. Musisz być w stanie sprawić, aby twoje ciało robiło rzeczy, których nienawidzi. Dla dobra kraju. Oni nie chcą, żebyśmy byli zwykłymi ludźmi. Myślałem, że wiesz.”. W taki sposób Karol tłumaczy Dianie, jak powinna się zachowywać. W taki sposób Pablo Larrain, reżyser filmu, ukazuje też widzom Dianę. Jest księżna Diana i Diana Spencer. Tej pierwszej robią zdjęcia i to ją obowiązuje etykieta. Nie ma w niej miejsca na bycie sobą. Ta druga usiłuje odzyskać siebie, być zwykłym człowiekiem, będąc jeszcze uwięzioną pomiędzy życiem na i poza dworem rodzinny królewskiej.
Spencer skupia się na zaledwie trzech dniach z życia Diany. Są to jednak niezwykle ważne dni, ponieważ jest to czas świąt bożego narodzenia. Diana wciąż jest żoną Karola, choć ich małżeństwo istnieje już jedynie na papierze. Księżna nie ma więc wyjścia. Musi te święta po prostu przetrwać. Musi balansować pomiędzy prawdziwą sobą i taką, jaką nakazuje jej być etykieta. Prowadzi to do ciągłych napięć, bulimii i omamów, a im bliżej do końca świąt, tym bardziej rzeczywistość przeplata się z fikcją, a klimat filmu zamienia się w nieco psychodeliczny.
Jak malować portret?
Film Spencer zarówno jest jak i nie jest filmem biograficznym. Opiera się na istniejącej osobie i zdarzeniach, które miały miejsce, ale swoją konwencją i stylistyką przypomina bardziej baśń niż biografię. Portretować można bowiem na wiele sposób. Portretem będzie zarówno obraz kopiujący rzeczywistość, jak i ten, który rozkłada ją na czynniki pierwsze, wybiera bardziej interesujące skrawki i odzwierciedla ją przy użyciu metaforycznych i symbolicznych znaków. Pablo Larrain wybiera ten drugi sposób. Tworzy przez to obraz nie tyle samej Diany, ile jej wnętrza i tego, co mogło się dziać w jej głowie.
Spencer to portret jakiego jeszcze nie było
Portret Diany, jaki proponuje Pablo Larrain znacznie odbiega od wcześniejszych filmowych prób uchwycenia księżnej. Spencer jest filmem o zimnych, wyblakłych i wręcz brzydkich barwach. Pełno w nim napięcia i nerwowości. Wszyscy i wszystko muszą podporządkowywać się zasadom i być jak najciszej, ponieważ, jak wielokrotnie pada to zdanie w filmie, „oni słyszą wszystko” i jedyną osobą, która tu nie pasuje, jest Diana. Spóźniona, głośna, i więcej czasu spędzająca w toalecie na zwracaniu posiłku, niż przy stole rodziny królewskiej. Tak, dobrze czytacie, częściej zobaczycie tu Dianę wymiotującą czy balansującą na granicy szaleństwa, niż piękną księżną. To wszystko dlatego, że Larrain, zamiast ukazywać Dianę, jako silną, pewną siebie kobietę, zdecydował się uwypuklić jej brak królewskiego obycia, zagubienie i skłonności do autodestrukcyjnych zachować.
Choć może to brzmi przerażająco, to skutecznie zyskuje uwagę widza. Bowiem, jako pierwszy, ze wszystkich dotychczasowych filmowych portretów Diany, Larrain proponuje portret, w którym Diana okazuje się być tak prawdziwym człowiekiem z krwi i kości, że widz łapie się na myślach, że może tak właśnie musiała się czuć Diana w czasie boju z dworem podczas separacji z Karolem.
Larrain ma odwagę odrzeć Dianę ze wszelkich masek, odpuścić poprawność polityczną czy mity o księżnej Dianie, wziąć ją pod lupę i głośno wykrzyczeć: Tak, Diana była po prostu człowiekiem. Miała problemy. Tak, Diana się kłóciła. Tak, Diana była zagubiona.
Manieryczna Stewart
Diana w wykonaniu Stewart jest już wrakiem człowieka, który już wie, że mąż jej nie kochał. Porównuje się do Anna Boleyn, żony Henryka VIII Tudora, której ścięto głowę, by władca mógł ożenić się ponownie, i Diana właśnie tak się czuje, jakby Karol najchętniej ją ściął, by móc wreszcie poślubić swoją ukochaną. Trzeba jednak przetrwać separację. Ta sytuacja Dianę wyniszcza psychicznie. Czuje się też coraz bardziej skrępowana przez etykietę, jakiej cała rodzina musi się bez dyskusji poddawać. Widzą to wszyscy dookoła. Jednak zasady, to zasady i Diana musi to przetrwać. Doprowadza to ją jednak do stałego balansowania na granicy między odwagą a szaleństwem. W ostateczności nawet i omamów.
Diana w wykonaniu Kristen Stewart jest nieobliczalna i dlatego też Stewart tak dobrze tutaj pasuje. Manieryczna Stewart, która zawsze wydaje się nieco rozedrgana, zagubiona i jakby mówiła przez zaciśnięte zęby, pasuje idealnie do sportretowania, kogoś, kogo wnętrze aż kipi z zagubienia i rozedrgania emocjonalnego oraz braku możliwości wyrażania siebie. Czy jest to jednak wystarczające na nominację do Oscara, o której się tyle mówi? Tak, ponieważ tym razem maniera aktorska Stewart przysłużyła się do uwiarygodnienia rozchwiania emocjonalnego księżnej Diany i pokazuje ją taką, jakiej jeszcze nie znaliśmy w pełni.