Odnoszę wrażenie, że poza oscarową gorączką, kiedy ciurkiem lecą wszelkie tytuły mające szanse na statuetkę, komercyjne kina oferują w większości filmy będące prequelem lub sequelem czegoś. Nie mówię, że to źle, ale momentami brakuje mi przez to w kinach odrobiny akcji. Dlatego tak ucieszyła mnie zapowiedź premiery Free Guy’a. Pytanie tylko, czy Free Guy jest powiewem świeżości w kinie wartym zobaczenia?
Free Guy – wyczekiwany powiew świeżości
Ucieszyłam się na premierę Free Guy’a. Ostatnimi czasy w kinach grają prawie same prequele, sequele lub remake’i. Ta premiera była więc wyczekiwanym powiewem świeżości. Czymś nowym. Nowy bohater, nowy świat, nowa historia. Oczywiście, to nie jest tak, że jest to coś czego nigdy wcześniej nie było. Filmów o postaciach z gier czy powstałych na motywach gier jest sporo nie od dziś, ale teraz, na ten obecny moment, Free Guy jest miłym powiewem świeżości.
O co chodzi?
Nowa propozycja prosto z Hollywood w reżyserii Shawna Levy’a na podstawie scenariusza Mata Liebermana i Zaka Penna, to ukłon w stronę wielbicieli gier. Film opowiada o Guy’u, postaci z gry, która jest NPC, czyli niegrywalna.
Guy mieszka w Free City, grze wideo z otwartym światem opracowanej przez Soonami Games. Guy nie jest świadomy, że otaczający go świat, jak i również on sam, to tylko gra wideo. Mężczyzna codziennie robi to samo. Żyje na autopilocie. Pracuje w banku i ma jednego najlepszego przyjaciela, Buddy’ego, który też pracuje w tym samym banku, co Guy. W prawdziwym świecie Millie Rusk, grająca w grę, próbuje znaleźć dowody na to, że jest prawowitą właścicielką kodu źródłowego skradzionego przez głównego programistę Antwana Hovachelika. W grze, czyli w świecie prawdziwym dla Guy’a, postać, którą gra Millie przykuwa jego uwagę. I tu wszystko się sypie. Guy zaczyna szwankować. Odchodzi od wytyczonego dla niego programowania i zaczyna samodzielnie funkcjonować na swoich zasadach. Zabiera m.in. okulary od jednego gracza i zaczyna widzieć swoje miasto przez wyświetlacz gracza oraz podążać za Millie.
Miły gość
Guy przyjaźnie wygląda. Jest radosny i grzeczny. Nie przeklina. Jest zawsze przykładnie ubrany. Wzbudza zaufanie. Guy to po prostu miły gość. Mogłoby się więc wydawać, że gdy dowie się czym tak naprawdę jest i jaka rzeczywistość go otacza, załamie się, a później przejdzie przez fazę buntu, w której wszystkich powybija. Nic bardziej mylnego. Guy postanawia po prostu ratować siebie i swój świat, gdy dowiaduje się, że gra ma zostać wyłączona.
Free Guy to faktycznie powiew świeżości
Nie jestem zagorzałą fanką filmów o marvelowskich klimatach. Ta propozycja jednak mnie do siebie przekonała. Jest to powiew świeżości, który proponuje rozpoczęcie pewnego dialogu. Choć jest to komedia akcji o fantastycznonaukowym zacięciu w pełnej krasie, to w pośredni sposób oferuje coś więcej od czystej rozrywki i setki efektów specjalnych. Historia tworzy i pozostawia do odpowiedzi wiele pytań z zakresu wolnej woli, sztucznej inteligencji, a nawet i brutalności. Zmusza do tego jednym posunięciem. Główny bohater obiera drogę samarytanina, co nie dla każdego może stanowić drogę, jaką Guy powinien obrać, gdy poznaje prawdę o sobie i swoim świecie.
Mam tylko jedno „ale”
Choć Free Guy to miłe dla oka i zabawne kino akcji przepełnione niespodziankami dla miłośników popkultury, to mam jedno „ale”. Ryan Reynolds. Nie zrozumcie mnie źle. Od początku, gdy tylko Reynolds się wybił w Hollywood, bardzo go lubię. To sympatyczny facet o miłej aparycji i dobrym głosie, który udowodnił, że jest dobrym aktorem, grając chociażby w Złotej Damie u boku Helen Mirren. Mam po prostu ostatnio wrażenie, że gdzie by nie zagrał, to jest taki sam i gra tą samą postać pod innym imieniem i nazwiskiem. Dlatego też, gdy oglądałam Free Guy’a to nie do końca wierzyłam kreowanej przez niego postaci, bo zamiast Guy’a widziałam Reynoldsa i zlepek innych jego ról. Czy to Deadpoola czy Green Lanterna.
I choć nikt nie może tego stwierdzić, poza samym Reynoldsem, wydaje się, że ogłoszona przez niego planowana przerwa w aktorstwie może dobrze mu zrobić. Być może Kanadyjczyk wróci z nową energią i w każdej roli, której się podejmie, będzie nie do poznania.