- Przedsiębiorcy buntują się przeciwko rządowym ograniczeniom
- Coraz więcej firm prowadzi działalność w podziemiu lub z narażeniem na naloty sanepidu
- Sądy dają nadzieję na ewentualną wygraną w przypadku kar
- Rząd próbuje ratować się nową ustawą – znów niezgodną z Konstytucją, jak przekonują karniści.
- Obserwuj Prime News, aby być zawsze na bieżąco
Coraz więcej przedsiębiorców otwiera działalności gospodarcze mimo rozporządzeń rządzących w sprawie zakazów i nakazów. Ostatnie z nich obowiązuje od 28 grudnia i kategorycznie zabrania prowadzenia pewnych form działalności. Najbardziej poszkodowanymi branżami są turystyka, fitness, gastronomia, hotelarstwo, a także handel stacjonarny. Mimo, że większość przedsiębiorców obawia się narzucanych kar, to coraz częściej słychać głosy buntu. Nadzieje na wygraną dają im także sądy.
W schładzaniu emocji nie pomaga także chaos informacyjny. Z jednej strony rząd mówi o obostrzeniach od, do. Z drugiej co chwilę inny minister wspomina o możliwym dalszym ich przedłużeniu. Po ostatnich informacjach przedłożonych przez rządzących nikt już jednak nie wątpi, że zostaną one wydłużone o kolejne tygodnie. „Nadchodzi bowiem trzecia fala”. Konkrety – co deklarowano przed weekendem – mamy poznać w poniedziałek 11 stycznia.
Kary za łamanie obostrzeń – broń rządu w walce ze sprzeciwem
Przedsiębiorcy, którzy mimo rozporządzenia o zakazie prowadzenia działalności gospodarczej otwierają swoje firmy, mogą liczyć się z szybkim nalotem sanepidu, który w ramach otrzymanych uprawnień, może ukarać właściciela karą do 30 tys. zł. Taką właśnie karą zakończyła się bożonarodzeniowa impreza w jednym z Gdańskich klubów, który postanowił w drugi dzień świąt zaprosić ponad 200 osób. Sanepid w ciągu dwóch dni podjął decyzję o ukaraniu przedsiębiorcy na podstawie policyjnej notatki.
Kolejnym straszakiem na przedsiębiorców łamiących zakazy i nakazy jest brak rządowego wsparcia, które zapewnia m.in. tarcza antykryzysowa czy finansowa PFR. Aktualnie brak jednak informacji o tym, aby rząd zastosował ją względem któregoś z przedsiębiorców.
Tak czy inaczej na wielu właścicieli firm straszaki te zadziałały i cierpliwie oczekują zakończenia lockdownu i możliwości ponownego zarobkowania. Są jednak tacy, którzy mówią „NIE” i deklarują otwarcie lokali. Inni już to robią, bo jak mówią nie mają z czego żyć.
Bunt przedsiębiorców. Właściciele firm stają do walki z rządem
W piątkowe popołudnie w Zakopanem odbyło się spotkanie przedsiębiorców z branży hotelarskiej, narciarskiej i gastronomicznej w sprawie kumulacji działań zmierzających do otwarcia firm. Jak informuje portal podhale24.pl przedsiębiorcy chcą otworzyć swoje firmy w jednym czasie – Planujemy kulminacje naszych działań w przyszłym tygodniu. Mamy nadzieje, że uda nam się powstrzymać to zbrodnicze szaleństwo – mówią cytowani przez portal przedsiębiorcy.
Akcja jest kontynuacją głośnego protestu „Góralskie Veto” organizowanego przez Sebastiana Pitonia z Kościeliska, który w rozmowie z portalem mówi – Nikt z nas, nie boi się wirusa. Wszyscy boimy się odebrania nam naszego życia, naszej własności. Budowanych przez pokolenia przedsiębiorstw. A następnie dodaje, że – nasze przedsiębiorstwa padają nie dla tego, że są źle zarządzane, tylko dla tego, że rząd wykreował warunki, które uniemożliwiają prowadzenie działalności gospodarczej. Pokorne akceptowanie takiej rzeczywistości, to samobójstwo.
Podobne głosy słychać z branży gastronomicznej, która musiała „zejść do podziemia”. Niektórzy przedsiębiorcy dosłownie przenieśli swoje lokale w inne miejsca. Rezerwacje stolików odbywają się telefonicznie, ale lokalizacja podawana jest w ostatniej chwili SMS-em. Jeszcze inni przyjmują rezerwacje wyłącznie z polecenia – zamknięta grupa klientów ma ograniczyć wpuszczenie „szpiega ze skarbówki czy sanepidu” – mówi jeden z restauratorów.
Branża fitness wypowiedziała kilka dni temu oficjalną wojnę rządzącym, o czym pisaliśmy w tym artykule. Przedsiębiorcy z Polskiej Federacji Fitness przygotowują właśnie pozew zbiorowy przeciwko obostrzeniom. Dołączyło do niego już kilkuset właścicieli firm.
Zakazy niezgodne z konstytucją. Sądy po stronie biznesu
Łamanie obostrzeń wynika przede wszystkim z konieczności i troski o własne firmy oraz rodziny. Przedsiębiorcy coraz częściej mówią bowiem, że rząd odbiera im dorobek życia, inni, że zwyczajnie nie mają co do garnka włożyć. Na tarczę finansową 2.0 załapie się co prawda 45 branż (około 70 tys. przedsiębiorców – jak szacuje premier), jednak bardzo wiele firm nie otrzyma wsparcia mimo znacznych spadków obrotów. Te sięgają niekiedy 90 proc. Ponadto wiele firm nie może prowadzić działalności od października, a tarcza finansowa 2.0 rusza dopiero 15 stycznia. Blisko kwartalny lockdown wykończyć może wiele nawet świetnie prosperujących biznesów.
Prócz desperacji w otwieraniu działalności, przedsiębiorcom nadzieje na walkę z rządem dają sądy. Te już dwukrotnie uznały, że wprowadzone mocą rozporządzenia zakazy i nakazy są niezgodne z Konstytucją RP. Jednym z nich jest głośna sprawa zakładu fryzjerskiego, który odwołał się od otrzymanej kary za otwarcie w czasie wiosennego lockdownu. Wojewódzki Sąd Administracyjny w Opolu uznał, że przepisy zakazujące prowadzenie firmy wydane mocą rozporządzenia, nie mogą stać ponad aktem wyższej wagi i uchylił decyzję sanepidu o wymierzeniu grzywny 10 tys. zł.
Podobny wyrok zapadł w październiku w Wojewódzkim Sądzie Administracyjnym w Warszawie w sprawie mandatu nałożonego za brak zasłaniania nosa i ust. Ukarany mandatem odwołał się do sądu, a ten uznał, że rozporządzenie „powinno być wydane na podstawie wyraźnego i szczegółowego upoważnienia ustawy w zakresie określonym w upoważnieniu, a nadto musi być wydane w granicach udzielonego przez ustawodawcę upoważnienia, w celu wykonania ustawy. Jednocześnie rozporządzenie nie może być sprzeczne z normami Konstytucji, aktem ustawodawczym, na podstawie którego zostało wydane, a także ze wszystkimi obowiązującymi aktami ustawodawczymi, które w sposób bezpośredni regulują materie będące przedmiotem rozporządzenia.
Oznacza to zakaz wydawania rozporządzeń bez upoważnienia ustawowego, niebędących aktami wykonującymi ustawę oraz sprzecznych z Konstytucją i obowiązującymi ustawami. Naruszenie choćby jednego z tych warunków może powodować zarzut niezgodności rozporządzenia z ustawą
– podsumowano w uzasadnieniu wyroku.
PiS się zbroi
Masowe odmowy przyjęcia mandatów podczas demonstracji Strajku Kobiet, coraz liczniejsze luzowanie lejców nakładanych na przedsiębiorców i rosnące niezadowolenie z wprowadzonych zakazów powoduje, że już niedługo sądy mogą zostać zalane dziesiątkami tysięcy wniosków o ukaranie. Jeśli bowiem odmówimy przyjęcia grzywny, to nakładający (np. policjant) musi skierować wniosek do sądu. To partia rządząca właśnie chce zmienić.
W piątek do Sejmu trafił projekt ustawy grupy posłów PiS, który przewiduje zniesienie możliwości odmowy przyjęcia mandatu od policjanta. Wymierzoną „na poczekaniu” karę, będzie można jedynie zaskarżyć do sądu. W skrócie oznacza to, że jeśli policjant uzna, że mandat się kontrolowanemu należy, to nawet jeśli karany go nie przyjmie, funkcjonariusz sporządzi notatkę, która ma sprawić, że mandat będzie „odebrany”.
W razie odmowy odbioru mandatu lub odmowy albo niemożności pokwitowania odbioru mandatu przez ukaranego, funkcjonariusz sporządza na mandacie odpowiednią wzmiankę; wówczas mandat uznaje się za odebrany.
Ukarany będzie musiał sam odwołać się do sądu od decyzji funkcjonariusza, a co najistotniejsze to „odwołujący się powinien wskazać zaskarżony mandat karny oraz czy zaskarża mandat co do winy, czy co do kary. Odwołanie powinno wskazywać wszystkie znane skarżącemu dowody na poparcie swoich twierdzeń” – proponują posłowie PiS w projekcie ustawy.
Jak widać przed rządem Mateusza Morawieckiego, a także całą partią rządzącą coraz trudniejsze chwile. Jeśli przedsiębiorcy – ale także społeczeństwo – masowo zacznie stawać okoniem i bojkotować niekonstytucyjne – jak brzmią wyroki WSA – ograniczenia, możemy oczekiwać sporego zamieszania w najbliższych tygodniach.
Bądź na bieżąco! Dołącz do społeczności na Facebook lub Twitter i wspieraj nas swoją obecnością.