Wielkim sukcesem Warner Bros. i HBO Max okazał się film Simona McQuoida Mortal Kombat – chwalony między innymi za choreografię scen walki i wierną adaptację materiału oryginalnego. Film stanowi, oczywiście, ekranizację kultowych gier z gatunku bijatyki. Z tej okazji postanowiliśmy przyjrzeć się growym filmom: pod lupę wzięliśmy pięć najlepszych i pięć najgorszych adaptacji, często odwołujących się do klasycznych tytułów. Kryterium oceny to średnia ważona na podstawie recenzji agregowanych w serwisie Rotten Tomatoes.
Najlepsze filmy na podstawie gier komputerowych
Angry Birds 2 Film (2019), reż. Thurop Van Orman
Niekwestionowany zwycięzca i w gruncie rzeczy jedyny „growy” film, któremu serwis Rotten Tomatoes przyznał ocenę wyższą niż 70/100 (właśc. 73 proc.). O sequelu adaptacji Angry Birds z 2016 roku można powiedzieć wiele, ale na pewno ma on jeden niepodważalny atut – obsadę aktorską. Swojego głosu użyczyli postaciom między innymi Jason Sudeikis, Bill Hader, Awkwafina, Josh Gad i Danny McBride. Rachel Bloom z doskonałego, tragikomicznego serialu Crazy Ex-Girlfriend (do obejrzenia na Netfliksie) wymiata w przodującej roli kobiecej, a Peter Dinklage zaskakuje jako „Potężny Orzeł”. Maya Rudolph, Pete Davidson i Leslie Jones z Saturday Night Live robią to, co wychodzi im najlepiej – bawią do łez – a gdzieś w tle da się usłyszeć charakterystyczne głosy Nicki Minaj i Gatena Matarazzo (Stranger Things).
Na ścieżce dźwiękowej pobrzmiewają dodatkowo kawałki Keshy i gwiazdora country Luke’a Combsa, nagrane specjalnie na soundtrack. Czego chcieć więcej?
Pokémon Detektyw Pikachu (2019), reż. Rob Letterman
Rok 2019 zapisał się w historii jako jeden z lepszych dla filmowych adaptacji gier. Na kilka miesięcy przed premierą Angry Birds 2 w kinach ukazał się Pokémon Detektyw Pikachu, nawiązujący do gry Creatures Inc. o tym samym tytule i oparty na kultowej japońskiej franczyzie. Dziś każdy wie, kim jest Pikachu – nic więc dziwnego, że to właśnie jemu (a nie np. Bulbasaurowi czy Psyduchowi) poświęcono cały film.
W serwisie Rotten Tomatoes film znajduje się na drugim miejscu najlepiej ocenianych growych adaptacji: może pochwalić się średnią oceną wynoszącą 67 proc. i łącznie 209 pozytywnymi notami profesjonalnych krytyków. W filmie tytułowy słodziak dostaje nietypowe zadanie: jako detektyw ma rozwiązać tajemnicę pewnego zaginięcia. Ryan Reynolds bryluje jako Pikachu i udowadnia, że nie brak mu dystansu do siebie samego. W Polsce najsłynniejszy Pokémon świata „przemówił” kojącym głosem Macieja Stuhra.
Sonic. Szybki jak błyskawica (2020), reż. Jeff Fowler
Adaptacja serii gier komputerowych Sonic the Hedgehog, o tytułowym Soniku – przypominającym człowieka, niebieskim jeżu, który opanował zdolność poruszania się z prędkością światła. Film zebrał zasadniczo dobre recenzje, a szczególnie ciepło oceniono rolę Jima Carreya, który pojawia się jako Doktor Eggman – główny złoczyńca z gier, psychopatyczny robotyk.
Film Sonic. Szybki jak błyskawica uznano za lekkostrawną rozrywkę w atrakcyjnym wydaniu, a przede wszystkim dzieło urocze i zupełnie nieszkodliwe. Całość, choć kierowana raczej do młodszej widowni, starszym graczom też powinna przypaść do gustu, a już na pewno przekona do siebie miłośników Głupiego i głupszego. W serwisie Rotten Tomatoes film otrzymał solidne 63 proc. pozytywnych głosów.
Mortal Kombat (2021), reż. Simon McQuoid
Mortal Kombat, znany też jako największa niespodzianka roku. Po ostatnim, naprawdę mizernym filmie z „mortalowej” serii (o nim za chwilę) wydawało się, że producenci nie mają z czym wracać. Mogło się zdawać, że nie ma już zapotrzebowania na nową adaptację kultowej bijatyki i nikt na nią nie czeka. Jeszcze przed premierą filmu, faktycznie, mogliśmy przeczytać tweety malkontentów. Gotowy projekt – premiera w HBO Max – skutecznie zamknął im usta.
Mortal Kombat jest zupełnym przeciwieństwem Sonika. Szybkiego jak błyskawica – brutalnym i mocno skąpanym na czerwono widowiskiem, które odsłania przed widzem zupełnie inny świat gier komputerowych. Mamy tu wszystko, co pokochali fani oryginalnych bijatyk: fontanny krwi, bezczeszczenie ciał pięściami i ostrymi narzędziami, doskonale znane kontrposunięcia. Mamy świetnie opracowaną choreografię w scenach walki wręcz i zaskakująco nierzemieślniczą oprawę audiowizualną. Bijące po uszach kawałki z wplecionymi w melodię ustępami z oryginalnego soundtracku, zabawne one-linery. Średnia na Rotten Tomatoes – 54 proc. – jest surowa głównie w przypadku krytyków. Ocena widzowska na stronie to już 86/100.
Tomb Raider (2018), reż. Roar Uthaug
Tak właśnie: Tomb Raider to jeden z zaledwie dwóch growych filmów, które – poza tymi wymienionymi – przekroczyły próg 50 proc. pozytywnych recenzji. Drugim (mocno jednak kulawym) jest Rampage: Dzika furia, z The Rockiem na pokładzie.
Alicia Vikander daje popis sprawności fizycznej i umiejętności aktorskich w roli, która wcale nie wymaga od niej jakiegoś niesamowitego zaplecza. Słabiej radzą sobie z materiałem koledzy z planu, Nick Frost i Walton Goggins – o tyle to smutne, że ów materiał do wymagających nie należy. Krytycy uznali historię za niezbyt natchnioną i napisaną na kolanie, choć chwalono realizację techniczną Tomb Raidera i atrakcyjne plenery. Twórcom udało się ugrać 52 proc. pozytywnych recenzji na „Pomidorach”.
Fani oryginału narzekali natomiast, że Vikander nie przypomina Angeliny Jolie, co wydaje się szukaniem dziury w całym – obie aktorki są przecież zjawiskowo piękne.
Najgorsze ekranizacje gier komputerowych
Alone in the Dark: Wyspa Cienia (2005), reż. Uwe Boll
Pora przejść na ciemną stronę mocy: pięć kolejnych pozycji w notowaniu to już najgorzej ocenione adaptacje gier komputerowych. „Złotą” piątkę otwiera film z najniższą średnią ocen na stronie Rotten Tomatoes – mowa o Alone in the Dark: Wyspie Cienia w reżyserii Uwego Bolla.
Czego i kogo tu nie ma… Jest wątek artefaktów po zaginionej cywilizacji Majów. Jest Tara Reid zgrywająca panią naukowiec, bo założono jej na nos okulary (na marginesie uwielbiam Tarę i szczególnie chętnie oglądam ją właśnie w horrorach). Są Stephen Dorff i Christian Slater na kilka chwil, zanim ich kariery rozbiły się w drobny mak. A może posypały się przez serię źle dobranych projektów, których Wyspa Cienia była przypieczętowaniem?
Film adaptuje serię survival horrorów Alone in the Dark, wydaną przez Infogrames (dziś Atari SA). Na „Zgniłych Pomidorach” film zdobył zawrotny 1 proc. pozytywnych recenzji – to niechlubny rekord.
Mortal Kombat 2: Unicestwienie (1997), reż. John R. Leonetti
Tak się dzieje, kiedy studio zleca robotę amatorom, by zacisnąć odrobinę pasa przy budżecie. W połowie lat 90. ukazała się adaptacja Mortal Kombat Paula Andersona, która przyciągnęła do kin tłumy i zarobiła ponad 122 mln dolarów. W ciągu kilku miesięcy opracowano sequel – z podtytułem Unicestwienie – a za kamerą postawiono Johna R. Leonettiego. Facet nie wyreżyserował wcześniej ani jednego filmu, a fuchę dostał dzięki umiejętnościom operatorskim (to autor zdjęć do Maski i Hot Shots 2).
Nie udało się. Leonetti sprawnie obrazował filmowe komedie i z jego debiutu reżyserskiego też się śmiano – tyle, że wbrew założeniom twórców. Mortal Kombat 2: Unicestwienie krytykowano m.in. za pretekstową fabułę, monotonię i efekty „specjalnej troski”. Nie pomogli świetni Brian Thompson i Robin Shou, a dziś w Rotten Tomatoes sequel może pochwalić się średnią oceną na poziomie 2/100.
Dom śmierci (2003), reż. Uwe Boll
Adaptacja gry The House of the Dead, która powstała z myślą o automatach, pecetach oraz konsolach Sega Saturn i która nie do końca była materiałem opałowym dla gorącego filmu. Nie, bo jej fabułę podsumować można jako zdawkową, a Boll postanowił na jej kanwie nakręcić dziewięćdziesięciominutowy survival horror. Wyszła z tego ćwierć horroru, bez żadnych walorów i bez sensu.
Licealiści imprezują na wyspie opanowanej przez zombie – ot, scenariusz Domu śmierci opisany wyczerpująco. Aktorzy jak Jurgen Prochnow czy Clint Howard dużo mówią o jakości produkcji, a ci lepsi wykonawcy (Michael Eklund, Ellie Cornell) wydają się załamani, że ktoś zobaczy ich w filmie – i trudno im się dziwić, biorąc pod uwagę, kto reżyserował ich na planie. 3 proc. pozytywnych recenzji w serwisie Rotten Tomatoes (dwie dobre recenzje na sześćdziesiąt jeden).
Dungeon Siege: W imię króla (2007), reż. Uwe Boll
Nie ma zmiłuj: znów Uwe Boll. Dungeon Siege: W imię króla (z „pomidorową” oceną wynoszącą 4/100) to adaptacja przygodówek o tym samym tytule, które w 2002 roku wprowadził na rynek Gas Powered Games we współpracy z Microsoft Studios.
Obsada wydaje się stokroć lepsza niż w Domu śmierci: Uwe Boll zdołał zaprosić do udziału w filmie Raya Liottę, Burta Reynoldsa, Leelee Sobieski, Rona Perlmana i Matthew Lillarda. Jason Statham oplata sobie widzów wokół (muskularnego) palca w typowy tylko sobie sposób – to przecież facet, którego wszyscy lubią. Co więc poszło nie tak? Może wymienię alfabetycznie: aktorzy dali popis drewniactwa, dialogi wywołały salwy śmiechu, reżyser zapomniał, że musi nadać całości profesjonalny szlif. W efekcie film zdobył pięć nominacji do Złotych Malin, wygrywając zresztą w jednej z kategorii (antynagroda trafiła w ręce Bolla). Dziwi fakt, że w 2011 i 2014 wyszły jeszcze dwa sequele z rozpoznawalnymi aktorami (Lundgren, Purcell).
BloodRayne (2005), reż. Uwe Boll
Seksowna wampirzyca jest seksowna i wie, jak czarować seksapilem. Mniej więcej tak można podsumować fabułę BloodRayne – growej adaptacji, którą kończymy notowanie najgorszej ocenionych video game movies. W serwisie Rotten Tomatoes film uzyskał 2 (słownie: dwie) pozytywne recenzje na 54 możliwe. Krytykowano go za słabo zaaranżowane sceny pojedynków, szastanie nawiązaniami do horrorów Hammera, śmieciową realizację. Na pochwałę recenzentów zasłużyła sobie tylko Kristanna Loken, a zwłaszcza sceny negliżu z jej udziałem.
W filmie, oprócz Loken, wystąpili też Michael Madsen, Michael Paré, Udo Kier, Billy Zane i Meat Loaf. Sami zdecydujcie, czy obsada do Was przemawia. Obiegowa opinia jest jednak taka, że film ssie.