Wielką premierą Netfliksa w ubiegłym tygodniu był Prime Time – bazujący na faktach, elektryzujący polski thriller z ambiwalentnym zakończeniem. W dreszczowcu z Bartoszem Bielenią w roli głównej młody, uzbrojony mężczyzna wdziera się do studia telewizyjnego i bierze jako zakładników ekipę realizującą program. Fabuła, choć fikcyjna, nawiązuje do autentycznych zdarzeń i po części pokazuje prawdziwą historię. Fakty o filmie i ataku na telewizję z 2003 roku są co najmniej sensacyjne.
Prime Time wciąż utrzymuje się w czołowej dziesiątce najchętniej odtwarzanych filmów w serwisie Netflix. Jeszcze wczoraj zajmował na tej liście wysokie, drugie miejsce.
Prime Time – fakty o filmie i okolicznościach przestępstwa
Tytuł Prime Time odnosi się do najlepszego czasu antenowego w telewizji. Bartosz Bielenia pojawia się w filmie jako Sebastian, młody desperat z tajemniczą misją. Chłopak chce przekazać widzom telewizyjnym coś ważnego, choć długo nie zdradza celu napaści. Według twórców Prime Time to film o walce z własnymi demonami.
Choć akcję nowego thrillera Netfliksa osadzono w Sylwestra 1999 roku, film nawiązuje do wydarzeń z 21 września 2003, kiedy niejaki Adrian M. wtargnął do studia Telewizji Polskiej i wziął jednego zakładnika – podobnie jak Sebastian. Żądał wejścia na antenę, również miał w tym swój własny cel – nie do końca rozumiany przez otoczenie. Później swoje zachowanie tłumaczył „epizodem choroby psychicznej”. Został, decyzją sądu, odizolowany od społeczeństwa i wysłany na przymusowe leczenie.
Historia Adriana M. i fakty o napaści wzbudziły gorące zainteresowanie środowisk filmowych. Ponoć propozycję przeniesienia wydarzeń z jego przeszłości na duży ekran zaoferowało kilku wpływowych reżyserów – miał być wśród nich nawet Andrzej Wajda. Mężczyzna nigdy jednak nie zgodził się na współpracę.
Prime Time – prawdziwa historia Adriana M.? Sam sprawca mówi o fałszowaniu informacji
W poście na swoim blogu Adrian M. odnosi się do dawnego natarcia na budynek TVP oraz do produkcji Netfliksa, której reżyserem jest Jakub Piątek:
— Byłem w tamtym studio. To ja sprowokowałem całe to wydarzenie, bez którego pan Piątek nie miałby materiału, który zwyczajnie ukradł. Tak, świadomie używam tego słowa; (…) wziął sobie to, co do niego nie należało.
Według Adriana M. historia przedstawiona w Prime Time jest w dużej mierze sfałszowana, a sam film może „wyrządzić szkodę”. Piątkowi mężczyzna wypomina, że nakręcił Prime Time, bo szuka sławy, estymy na arenie międzynarodowej i nagród w środowisku filmowym.
Adrian M. o samym Prime Time wypowiada się dość ozięble i w swoim wpisie na blogu używa określenia: „ordynarny produkt komercyjny”. Dodaje, że film powstał tylko po to, by napełnić portfele twórców. Produkcję Netflix sprzedał już na kilku rynkach dookoła świata. W liście otwartym M. zwraca się do Netfliksa i wytwórni Watchout Studio, pisząc wprost:
— Nie mieliście mojej zgody na produkcję tego filmu od samego początku, nie macie też mojej zgody na jego dystrybucję.
Prime Time – elektryzujący thriller Netfliksa oparty na faktach
Adrian M. już w 2018 roku został poproszony o „błogosławieństwo” dla projektu. Reżyserowi, Jakubowi Piątkowi, powiedział wtedy, że nie chce współpracować przy filmie o niesławnej napaści, argumentując, że naruszy on jego dobra osobiste. Filmowiec postanowił i tak wziąć historię M. na celownik – Prime Time powstał więc bez jego udziału. Mężczyzna dowiedział się o ostatecznej realizacji filmu od znajomego.
— Najgorsze jest to, że twórcy filmu tak naprawdę zamachnęli się na próbę stworzenia mojego portretu psychologicznego z odpowiedzią na najbardziej nurtujące ich pytanie: co było powodem mojego wejścia do TVP tamtego dnia – żali się M. w swoim liście otwartym. Celu wizyty w gmachu Telewizji Polskiej jednak nie ujawnia.
Adrian M. powiedział też, że musiał ukrywać przed ciężko chorym ojcem informacje o powstaniu Prime Time – jest on ponoć szczególnie wyczulony na dramat z 2003 roku.
Wytwórnia Watchout nie zgadza się z oskarżeniami Adriana M., tłumacząc, że Prime Time to film „oparty na fikcji”. „Na przełomie XX i XXI w. doszło do wielu podobnych sytuacji na całym świecie”, dodaje Jakub Piątek. Według ekipy z Watchout Studio Prime Time nie skupia się na samym Adrianie M., zamiast tego będąc opowieścią o „głosie pokolenia”, „głosie uniwersalnego buntu”.
Adrian M. w swoim wpisie zauważa też, że nigdy nie czuł się celebrytą z powodu ataku na budynek TVP. „Nigdy nie miałem intencji zarobienia na tym choćby złotówki, nie chciałem żadnych filmów, wywiadów, ani reportaży”, argumentuje. Dzięki Netfliksowi i popularności Prime Time odzyskał jednak dawną „sławę” – raczej wbrew woli.